czwartek, 26 grudnia 2013

ROZDZIAŁ1

Leżałam na łóżku kończąc szkic. Zastanawiałam się nad swoim życiem. Skoro tak bardzo go nienawidzę, może powinnam coś zmienić? Chociażby otoczenie? Może powinnam kogoś poznać? Albo rozwijać swoje zainteresowania, nie wiem, może zapiszę się na jakieś lekcje rysunku, by się udoskonalić? Wiem jedno, musze  coś ze sobą zrobić. Mam wrażenie, że stoję pośrodku jakiejś zatłoczonej sali i krzyczę o pomoc, jednakże nikt mnie nie słyszy.. Moje rozmyślenia przerwała ciocia, która jak zwykle wleciała do mojego pokoju bez pukania.
-Cześć, jak się czujesz?- zapytała nad wyraz spokojnie. Odłożyłam więc mój prawie skończony szkic na biurko i spojrzałam na nią. Ten spokój budził we mnie ciekawość, cóż to się stało, że tak do mnie mówi?
-Yyy... Jak zawsze... Czego chcesz?- nie potrafiłam być dla niej miła. Gdybym miała dokąd uciec, już dawno bym to zrobiła.
-Posłuchaj, dzwoniła moja kuzynka Esme. Ona wie o tym, że sobie z Tobą nie radzę, że nie radzę sobie z ogarnięciem tego wszystkiego... Ja po prostu nie mam czasu na wychowanie Ciebie... - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Chciała się mnie pozbyć, by mieć cały dom dla siebie. Z jednej strony mi to pasowało, zmiana otoczenia i tak dalej, tak jak chciałam, lecz z drugiej strony czuję się odrzucona przez kolejną osobę.
- Słucham? Nie masz czasu na moje wychowanie? No proszę Cię! Większych bzdur nigdy nie słyszałam! No tak, ale na to, żeby się z każdym rżnąć to masz czas!-wiem, że te słowa ją zabolały, ale jestem szczera, mówię to, co myślę, nie zwracam też uwagi na to, czy kogoś zranię, czy nie. Co prawda trochę się zmieniłam, ciocia uważa, że na gorsze, za to mi osobiście podoba się ta zmiana. Szczerze to chciałabym częściej spotykać takich ludzi, według mnie to Oni są najcenniejsi. Za to rzadziej takich, którymi moglibyśmy wycierać podłogi, którzy kłamią, ludzi dwulicowych, wolących przemilczeć pewne sprawy, aby później mówić co myślą wszystkim wkoło, zamiast powiedzieć to prosto w oczy. Oczywiście każdemu z nas czasem zdarzy się kogoś okłamać, ale niektórzy robią to monotonnie, pogrążają sie w swoich kłamstwach, a te się nawarstwiają.
Widziałam, ze nie ma pojęcia co odpowiedzieć. Zauważyłam łzę spływającą po jej policzku. Mimo tego, nie żałowałam wypowiedzianych słów.
-Julcia jesteś już dorosła, widzisz przecież , że Nam się nie układa. Będzie lepiej jak wyjedziesz. Esme ma syna, który jest dwa lata starszy od Ciebie, będziesz miała z kim rozmawiać, mają tam bardzo dobre warunki, sama zaproponowała, abyś u Niej zamieszkała. Juleczko proszę Cię! Kocham Cię i zawsze kochałam, chcę więc do Ciebie jak najlepiej, dlatego zgodziłam się już na Twój wyjazd.
-Hahaha zgodziłaś się ,bez konsultacji ze mną?! No cudownie!- w głębi duszy skakałam z radości,ale chciałam się z nią jeszcze trochę podroczyć. Denerwowanie jej do granic możliwości stało się moim nowym hobby.- Kochasz mnie? Czy ty wiesz, co te słowa w ogole znaczą? Mają one dla Ciebie jakąś wartość? Wątpię. Chociaż ,wiesz co Ci powiem? Bardzo dobrze, że zgodziłaś się na ten wyjazd, bo nie mam ochoty dłużej Cię oglądac!
- Kochanie, zrozum! Tak będzie lepiej!- obie już krzyczałyśmy, chociaż łzy z naszych oczu lały się litrami.- Ułożysz sobie życie na nowo. Nasze kontakty nie były najlepsze, ale spróbujmy...
-Czego ty chcesz teraz kurna próbować?!- z nerwów zaczęłam się trząść, nie potrafiłam z uśmiechem na twarzy patrzeć na tego człowieka.
- Spróbujmy chociaż przez te dwa dni zachowywać się normalnie, zapomnijmy o przeszlości. Co się stało, to się nie odstanie. Ja naprawdę Cię przepraszam za te wszystkie krzywdy, które ci wyrządziłam, za słowa, które Cię nie raz raniły. Wiem, że mnie nienawidzisz i twierdzisz, że jestem zakłamaną szmatą, ale to co teraz mówię- te przeprosimy, płyną prosto z serca.  Uwierz mi, błagam! Wydaje mi się, że wyjazd, odizolowanie się od tego świata to najlepsze rozwiązanie. Masz wybór; możesz zostać tu na Wigilię i spędzić ją...  jak co roku.. - przypomniałam sobie zeszłoroczne Święta; ja sama w pokoju, ciotka na dole z kolesiami, alkoholem i głośną muzyką. Na samą myśl moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Nie skorzystam... Jaka jest druga opcja?- zapytałam, przecierając rękawami bluzy spływające kolejno, po moich policzkach łzy.
- Albo możesz wyjechać już jutro, wieczorem masz wylot z kraju. Nie muszę się długo zastanawiać nad Twoją odpowiedzią.
-Tak, doskonale wiesz, którą opcję wybieram, prawda?
-Wybierasz drugą opcję.- po tych słowach opuściła głowę. Nie wiedziałam jak mam się w tym momencie zachować. Nastała niezręczna cisza.
-Właściwie to gdzie wyjadę? Nie powiedziałaś mi jeszcze gdzie wyjadę. - było mi to prawdę mówiąc obojętne, byle jak najdalej od Niej.
-Wyjedziesz za granicę ,skarbie. - uśmiechnęła się do mnie promiennie. Jeszcze nigdy, nigdy przenigdy odkąd z Nią mieszkam, nie widziałam takiego uśmiechu na jej twarzy..
-Przestań tak do mnie mówić, irytuje mnie to.-starałam się zachować spokój, nie wyrażać żadnych większych emocji, wychodziło mi to bardzo dobrze, ponieważ zdążyłam się tego nauczyć, przez spędzone tutaj cztery lata.- Gdzie dokładnie masz zamiar mnie wysłać?
- Esme ma wspaniały dom w Londynie, już jest wszystko umówione, przyjedzie po Ciebie na lotnisko.
- Fajnie.- odpowiedziałam krótko.- Możesz już wyjść?
-Jasne, zawołaj gdybyś potrzebowała pomocy.- zasugerowała.
- Zabawne, bo nigdy jeszcze nie potrzebowałam pomocy, szczególnie Twojej, zawsze sama sobie radzę. Żegnam.- stała jeszcze kilka sekund, po czym wyszła.
  Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Był obskurny, nienawidziłam tego miejsca. Czekałam z niecierpliwością na dzień, w którym będę mogła stąd wyjechać. Położyłam się i znów zaczęłam rozmyślać. A co jeżeli tam będzie gorzej niż tu? O nie, nie. Gorzej już nie może być. Moim jedynym marzeniem jest... jednak nie. Ja nie mam marzeń. Po co je mieć, skoro i tak nigdy się nie spełniają? To pieprzone, złudne nadzieje, cierpimy, gdy się nie spełniają. Po co mi więc więcej bólu? Jestem realistką i jeżeli ktoś już ma te swoje marzenia, ale nie robi kompletnie nic, by je zrealizować, a później narzeka "O nie, dlaczego moje marzenia się nie spełniają, życie jest do bani!" ,  wiadome, że nic nie przyjdzie samo - przynajmniej ja to wiem. Słyszałam też wiele przesądów, które nie raz doprowadziły mnie do łez, np:  " Jeżeli sznurówka w lewym bucie sama się rozwiąże, to znak, że osoba na której ci zależy, myśli o Tobie" - to nie znaczy, że chujowo je zawiązałeś, ale , ze osoba którą kochasz o Tobie myśli.  A najzabawniejsze jest to, że było sporo dziewczyn, które w to wierzyły. W mojej szkole było tego pełno, więc znam wiele śmiesznych historii. Na samą myśl o tym, zaśmiałam się głośno.
Spojrzałam na zegar, stojący na stoliku. Jego wskazówki wskazywały już godzine 23:15, postanowiłam więc, że wezmę prysznic i położe się do łóżka.
  Wzięłam czysty ręcznik ,pidżamę, kremy i pobiegłam do łazienki. Spojrzałam w lustro.  Byłam biała, jak ściana. Doły pod lazurowymi oczami, wystające kości policzkowe, obojczyki, kościste ramiona, kosci miedniczne... Mówili, że wyglądam jak wieszak, jednakże podobała mi się moja figura. Właśnie do tego dążyłam przez rok.
Przemyłam twarz zimną wodą na przebudzenie i weszłam pod prysznic. Spojrzałam na swoje ręce. Blizny po moim dzieciństwie spędzonym z ciocią zostały. Między innymi dlatego nienawidziłam mojej ciotki. To przez Nią moje dzieciństwo było koszmarem. Łzy pociekły mi z oczu, gdy przypomniałam sobie tamte czasy. Zaczęłam głośno szlochać. A moi rodzice? To przeze mnie oni nie żyją! To wszystko moja wina! Może gdybym wtedy nie uciekła, gdyby Oni nie wychodzili z domu! Może byliby tu teraz ze mną?! Może ten wypadek nie miałby miejsca?!  Jestem beznadziejna... Nienawidzę siebie.  Dlaczego byłam taka głupia?! Wyszłam z wanny, otarłam się ręcznikiem, ubrałam czerwoną pidżamę i pobiegłam do pokoju ,wycierając łzy. Położyłam się w łóżku, starając powstrzymać głośne szlochanie, nie chciałam płakać. Płacz jest oznaką bezsilności, słabości, a ja przecież nie jestem słaba. Muszę być silna, by każdego dnia zmierzać się z nowymi trudnościami życia.
    Rankiem obudziło mnie słońce, które prześwitywało przez kolorowe zasłonki w oknie. To jedna z niewielu rzeczy, jakie zostały mi po mamie. Spojrzałam na zegar, była już 9:00! Sturlałam się prędko z łóżka i poszłam do kuchni, by zrobić sobie kanapki. Jednak to, co tam zastałam, nie było najprzyjemniejszym widokiem. Na blacie siedział półnagi mężczyzna po czterdziestce, ohyda! Spojrzałam na niego z obrzydzeniem, po czym w pośpiechu wyciągnęłam z lodówki jagodowy jogurt. Odwórciłam się na pięcie i pobiegłam do swojego pokoju.
Usiadłam na krześle, stojącym przy biurku i kiedy chciałam zjeść moje śniadanie, przypomniało mi się, że zapomniałam o łyżeczce. Szlak! Nie wróce tam ,za nic. Wyciągnęłam więc walizkę mamy i zaczęłam wkładać kolejno wszystkie swoje rzeczy.
   Kilka cholernych godzin później ,znalazłam się na lotnisku z moją walizką ,czekając na samolot. Moja ciotka, mimo tego, że mnie tak bardzo "kochała" oczywiście mi nie towarzyszyła.  Tak mi przykro z tego powodu, że aż wcale. Nie mogłam się już doczekać wylotu z kraju, no i oczywiście spotkania mojej "nowej rodziny" o ile można to tak nazwać.  Ciekawe, czy jej syn jest przystojny. W sumie w to wątpie , pewnie urodą nie grzeszy. Przekonam się już za kilka godzin.
Siedziałam już w samolocie, pośrodku dwóch chłopców, którzy byli mniej więcej w moim wieku. Myślałam, że może któryś ze mną porozmawia i umili mi tą podróż, ale oczywiście były to złudne nadzieje. Nałożyłam więc słuchawki na uszy i puściłam pierwszą lepszą piosenkę. Siedziałam tak i rozmyślałam. Tym razem nie o moim obecnym życiu, lecz o tym co jest po nim. Zastanawiałam się, co się z Nami dzieje po śmierci. Czy aby na pewno Bóg zabiera Nas do siebie? A może po prostu nic? I dusze błąkają się po świecie? Tyle się słyszy o ludziach, których opętały demony. A może jednak jest tak, że kiedy jesteśmy doskonali, czyli kiedy doświadczymy wszystkiego; smutku, szczęścia, goryczy, miłości, to idziemy do Nieba, a a przez samobójstwa sami skazujemy się na wieczne potępienie naszej duszy? To zagadka, na którą każdy z Nas kiedyś pozna odpowiedź, prędzej czy później.
...
-Ej! Ej koleżanko! Wstawać! Jesteśmy już na miejscu.- powiedział z uśmiechem przystojny blondyn. Rozejrzałam się dookoła, ludzie zbierali powoli swoj podręczny bagaż i przygotowywali się do opuszczenia samolotu. Spojrzałam na chłopaka, miał prześliczny uśmiech, niebieskie oczy, był przecudowny. - Halo, tu Ziemia.- zaśmiał się. No tak. O Boże! Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek. Ale mi teraz głupio.
- Tak, tak, już wstaje. Dziękuję , że mnie obudziłeś.- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie ma sprawy, wszystko w porządku?- zapytał, by się upewnić. Dalej nie potrafiłam oderwać od niego oczu.- Jestem Kuba.
- Jul-lia, mił-ło m-mi.- nie potrafiłam mówić normalnie, zaczęłam się jąkać, sierota ze mnie. Posłałam mu pogodny uśmiech i gdy pozbierałam cały mój podręczny bagaż, stanęłam w kolejce do wyjścia.
    Stałam już przed samolotem, trzymając walizkę. Wokół mnie kręciło się tysiące ludzi. Miałam problem... Cholernie duży problem. Nie wiedziałam, gdzie mam pójść.


_______________________
 Jeżeli przeczytałaś/łeś ten rozdział, to skomentuj. ;3

I jeszcze coś, macie tt ---> https://twitter.com/crazy__mofos_NH

+JEŚLI nie ma komentarzy, nie ma nowego rozdziału. ;|
Dobranoc xo

5 komentarzy:

  1. Nic dodać, nic ująć :)
    @fabgoulding

    OdpowiedzUsuń
  2. Supertak jak już mówiłam :D Czekam na następne rozdziały ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Super super super! xd Czekam na kolejne xx

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest genialne. Czekam na kolejny rozdział ♥
    @n0bodya

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawe opowiadanie :)) Czekam na następny :))
    Zapraszam również do mnie :) http://never-let-mi-go.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń