piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 2

Najgorsze było to, że nie widziałam tej kobiety na oczy. Nie miałam nawet jej numeru telefonu. No pięknie! Pogoda też wspaniała nie była. Deszcz lał równo. Musiałam się jednak przyzwyczaić do takich warunków, bo z tego co słyszałam, to rzadko świeci tutaj słońce.

      Usiadłam na jednym z niebieskich krzeseł, licząc na to, że ta cała Esme wie jak wyglądam i mnie rozpozna. Po chwili, pięć metrów przede mną spostrzegłam kobietę, która zwróciła szczególnie moją uwagę. Kręciła się tam i z powrotem, wszędzie się rozglądała, była taka niespokojna. Po kilku minutach wyciągnęła z torebki kartkę z jakimś napisem, lecz z takiej odległości nie byłam w stanie tego rozczytać. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy i pośpiesznie  wstałam z tych jakże niewygodnych, twardych i zimnych krzeseł ,z nadzieją, że to właśnie Esme. Wolnym krokiem zmierzałam w kierunku owej kobiety. Kiedy byłam bliżej, powoli sklejałam do siebie literki , ponieważ  rozszyfrowanie tych hieroglifów nie było łatwym zadaniem.  Po nie małym wysiłku doszłam do tego,  co było nabazgrane na tej kartce - " Ju-lia Walter" - przeliterowałam w głowie. Chwila, to przecież ja! Podeszłam więc szybko i uśmiechając się do niej promiennie powiedziałam:
- Dzień Dobry. Jestem Julia, Pani to zapewne siostra mojej ciotki- Esme?- mówiłam z nadzieją w głosie.
- Witaj! Ale Ty wyrosłaś! Pamiętam Cię jako małego brzdąca. Tak się ciesze, że już jesteś.- powiedziała radośnie , po czym mocno mnie przytuliła. "Pamiętam Cię jako małego brzdąca"? Szkoda, że ja jej nie pamiętam. Spodobała mi się, a dzięki temu, jak ciepło mnie przyjęła, tym bardziej zyskała w moich oczach. Teraz na pewno będzie lepiej. - Och dziecko drogie! Jak Ci minęła podróż? Wszystko w porządku? Nie zbiera Ci się na mdłości? Masz wszystko ze sobą? Niczego nie zapomniałaś w samolocie? Zabrałaś swój bagaż podręczny? A tak ,masz! Jesteś głodna? Pewnie tak.-zadawała setki pytań na minutę, na które niekiedy sama odpowiadała, co mnie rozśmieszało.
-Yyyy...- nie wiedziałam, na co mam odpowiedzieć najpierw. Może innym wyda się to dziwne, ale dla mnie to było takie bardzo, bardzo miłe. Troskliwa kobieta, która już od samego początku chce o mnie dbać. Nawet jeszcze w pełni się nie poznałyśmy, a już okazuje mi, jak dobre ma serce. Nie była także przeciętnej urody. Włosy karmelowe, sięgające ramion oraz grzywka, swobodnie opadająca  na jej ciemno-brązowe oczy. Wysoka, o szczupłej sylwetce, bardzo elegancko ubrana;  czarne rurki, biały sweter i granatowy płaszcz. Miała na oko z trzydzieści lat. Była zupełnie inna, niż moja ciotka Rosalia.
-Och, po co te pytania? Chodźmy już do samochodu, tam spokojnie porozmawiamy. - chwyciła mnie pod rękę i ruszyłyśmy do wyjścia.
          Esme co chwilę mnie zaskakiwała. Ciotka nie wspominała, że jej siostra jest bogata. A może wcale nie jest? To była moja pierwsza myśl, jaka przeszła mi po głowie,po tym, jak zobaczyłam jej samochód. Lamborghini aventador- czy jest ktoś, kto nie chciałby mieć takiego auta? Stanęłam jak wryta, wytrzeszczając oczy.
-To twój samochód?- zapytałam z niedowierzaniem.
- Oczywiście, coś nie tak?
-Wszy-wszystko okej.- odpowiedziałam niepewnie. Skoro ma taki samochód, to może będzie miała też równie wspaniały dom. Ciekawość zżerała mnie od środku. Nie potrafiłam się już doczekać tego, jakby to ująć, "nowego życia", "lepszego życia".
      Jechałyśmy już dobre dziesięć minut,. Dziesięć minut w zupełnej ciszy. Zastanawiałam się, czy nie narzucić jakiegoś tematu, ale z drugiej strony o czym mam z nią rozmawiać. Nawet się nie znamy. A może zapytam o jej syna? Nie, chyba to nie jest dobry pomysł. O jej pracę? Też nie. A może zwyczajnie o mojej ciotce? W sumie to mogłaby sama zacząć jakiś temat.  A może zwyczajnie by jej podziękować?
- Ja bardzo, naprawdę bardzo Pani dziękuję.
-Mi? Za co?- nie wiem, czy była zaskoczona, czy tylko udawała...
- Za to, że mogę u Pani zamieszkać.- odpowiedziałam bez dłuższego zastanowienia.
- Och, skarbie przestań. Już dwa lata temu chciałam, abyś do mnie przyjechała, lecz Twoja ciotka się niestety nie zgodziła. Jak tam mieszkałaś? Opowiesz mi?- Że co? Nie chciała, żebym tu przyjechała? Znienawidziłam ją jeszcze bardziej. Chciałam opowiedzieć Esme o wszystkim; o tym jak mnie traktowała, co się działo, chciałam, żeby wiedziała o wszystkim, ale nie potrafiłam. Nie miałam na to siły. Przypomniałam sobie wszystko jeszcze raz. To jak dzień w dzień mnie traktowała, w jaki sposób się do mnie odnosiła, jak mnie zamykała w pokoju i zabraniała jeść- jej "kary"...  Czułam jak łzy napływają mi do oczu. - Ej co się dzieje? Nie płacz. Jeżeli nie chcesz o tym rozmawiać, to po prostu mi to powiedz. Wiem, że to trudne, bo znam Rosalie i jej charakter, wiem jaka jest. Porozmawiamy o tym kiedy indziej. Nie płacz kochanie, naprawdę. Przeszłości już nie zmienisz. - miała rację. Musiałam się pozbierać i o tym zapomnieć. Zrobiłam trzy głębokie wdechy i otarłam łzy. Koniec. Każdy dzień, to jak nowa, czysta strona książki. Możesz wybazgrać na niej podobne, nudne, bolesne "opowiadanie", ale możesz też napisać coś ciekawego, coś wspaniałego. Nie da się jednak wymazać  napisanych opowiadań- nie wymażesz z pamięci wspomnień. Ja chciałam zacząć nową książkę. Niczym nie powiązaną z moim dotychczasowym życiem.
             Skręciłyśmy w jakąś boczną dróżkę, wzdłuż której wybudowane były równiutko domki. Jeden obok drugiego. Każdy z pięknym, wysprzątanym, zadbanym ogrodem. Wzdłuż drogi, przy chodniku rosły pojedyncze drzewa. Odległość pomiędzy każdym drzewem wynosiła na oko  1 metr. Niesamowite, wszystko tutaj wydawało się takie zupełnie inne, takie poukładane, dopracowane, wspaniałe.  Ciekawe jak będzie wyglądał mój nowy dom. Czy będzie równie piękny, jak te tutaj?
- Zack już nie potrafi się doczekać, by Cię poznać. Cieszy się na Twój przyjazd.
-Zack to pewnie Twój syn, tak?
-Owszem. Myślę, że znajdziecie wspólne tematy.
-Mam nadzieję.
-Będzie dobrze. Przygotowaliśmy na Twój przyjazd dwa pokoje, będziesz mogła sobie wybrać gdzie chcesz się ugościć. Jeden pokój ma jasnoróżowe ściany, a drugi kremowe.
  Dobry Boże, co za ludzie! Nie dość, że pozwalają mi u siebie zamieszkać, to jeszcze dają mi osobny pokój. Myślałam, ze będę spała w salonie, na niewygodnej kanapie, a ona pyta czy wybieram pokój z kremowymi ścianami czy jasnoróżowymi.
    W pewnym momencie Esme zatrzymała samochód. Rozejrzałam się wokoło. Przestało padać, słońce wyjrzało zza chmur. Wszędzie były ogromne domy z basenami i tak dalej.  Wnet zaczęła otwierać się jedna z bram. Nie wierzyłam własnym oczom.
- Esme , Ty tu mieszkasz? - nie dowierzałam, błagam, niech mnie ktoś uszczypnie i wybudzi z tego snu!  To nie był dom. To był raj na ziemi- ogromna, biała willa z tarasem,  otoczona różnokolorowymi kwiatami i równo przystrzyżonym żywopłotem w pięknym odcieniu zieleni.  Piękny, bujny ogród: począwszy od drzewek, krzaczków o różnej wielkości, a na kwiatach we wszystkich odcieniach tęczy skończywszy. Cudo!
      Gdy Esme zaparkowała, wysiadłyśmy z samochodu. Spojrzałam na otaczającą mnie naturę. Tutaj nawet trawa wydawała się być bardziej zielona! Nie wyobrażam sobie jak pięknie może być w środku.
-To zapraszam do środka Julia.- powiedziała, po czym pociągnęła mnie za rękę. Ominęłyśmy taras liczący z dziesięć metrów ,weszłyśmy na ścieżkę z betonowych kostek i podążyłyśmy do wejścia. Wyciągnęła klucze z torebki i otworzyła spokojnie bukowe drzwi. Woń jaka dobiegała prawdopodobnie z kuchni, sprawiła, że ugięły się pode mną kolana.
-Chwila, a co z moimi bagażami?-Ocknęłam się. Co prawda w walizkach nie było nic, co miałoby jakąś  większą wartość materialną, ale miałam sentyment do tych rzeczy. Były dla mnie pamiątką, wspomnieniem po tym lepszym życiu, życiu z rodziną, kiedy jeszcze każdy dzień spędzałam z moją mamą...
- Zack po nie pójdzie. Chyba nie myślałaś, że ty to będziesz nosić? Od tego są faceci- od umilania,ułatwiania nam życia. Pamiętaj kochanie. Zack, będzie robił wszystko o co go poprosisz, nawet Ci śniadanie może zrobić!  -  mhm, okej. Miło, że mam już służącego.
    Esme zamknęła za nami drzwi. W przedsionku, znajdowała się ogromna szafa z lustrem. Zakrywała niemal całą ścianę, która liczyła może z 4 metry. Jezu, jakie to wszystko ogromne! Ich przedsionek był taki wielki, jak salon, w moim poprzednim mieszkaniu.  O ile mogę tamto pomieszczenie nazwać salonem...  Pani domu przesunęła jedno ze skrzydeł szafy.  Buzia po raz kolejny sama mi się otworzyła, gdy zobaczyłam ilość butów w szafie. Od góry do dołu były poukładane na około dziesięciu półkach równo trzewiki.
-Wszystkie Twoje? - zapytałam cicho, wskazując na otwarte skrzydło szafy.
- Moje i Zacka, buty na zimę. - nic już na to nie odpowiedziałam, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zatkało mnie.- Rozbierz się i ułóż buty do szafy, a płaszcz...- odsunęła drugie skrzydło.- ...tutaj. Jeśli możesz. -  Posłusznie  wykonałam polecenie i poszłam za Esme. -Chodź przedstawię Ci kogoś.
Minęłyśmy schody i weszłyśmy do ogromnego salonu połączonego z kuchnią. Wszystko było w jasnych odcieniach; meble, ściany, podłoga. Wszystko, było takie eleganckie, pełne gracji i stylu.
- Zack chodź tu!- zawołała Esme. Odwróciłam się przodem do owej kuchni i zobaczyłam chłopaka, który był zupełnie inny niż ten, którego obraz stworzyłam sobie w głowie...

________________________________

Cześć ;) Oto kolejny rozdział, mam nadzieję, że się spodobał. Jeżeli przeczytałaś/łeś, to napisz w komentarzu co o tym myślisz. Nie ma komentarzy nie ma nowego rozdziału ;d

+ Zapraszam na tego bloga --> http://beautifulandcruelworld.blogspot.com/ Dziewczyna świetnie pisze, wchodźcie!

++ mój tt --> crazy_mofos_NH

Do następnego xoxo

czwartek, 26 grudnia 2013

ROZDZIAŁ1

Leżałam na łóżku kończąc szkic. Zastanawiałam się nad swoim życiem. Skoro tak bardzo go nienawidzę, może powinnam coś zmienić? Chociażby otoczenie? Może powinnam kogoś poznać? Albo rozwijać swoje zainteresowania, nie wiem, może zapiszę się na jakieś lekcje rysunku, by się udoskonalić? Wiem jedno, musze  coś ze sobą zrobić. Mam wrażenie, że stoję pośrodku jakiejś zatłoczonej sali i krzyczę o pomoc, jednakże nikt mnie nie słyszy.. Moje rozmyślenia przerwała ciocia, która jak zwykle wleciała do mojego pokoju bez pukania.
-Cześć, jak się czujesz?- zapytała nad wyraz spokojnie. Odłożyłam więc mój prawie skończony szkic na biurko i spojrzałam na nią. Ten spokój budził we mnie ciekawość, cóż to się stało, że tak do mnie mówi?
-Yyy... Jak zawsze... Czego chcesz?- nie potrafiłam być dla niej miła. Gdybym miała dokąd uciec, już dawno bym to zrobiła.
-Posłuchaj, dzwoniła moja kuzynka Esme. Ona wie o tym, że sobie z Tobą nie radzę, że nie radzę sobie z ogarnięciem tego wszystkiego... Ja po prostu nie mam czasu na wychowanie Ciebie... - spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem. Chciała się mnie pozbyć, by mieć cały dom dla siebie. Z jednej strony mi to pasowało, zmiana otoczenia i tak dalej, tak jak chciałam, lecz z drugiej strony czuję się odrzucona przez kolejną osobę.
- Słucham? Nie masz czasu na moje wychowanie? No proszę Cię! Większych bzdur nigdy nie słyszałam! No tak, ale na to, żeby się z każdym rżnąć to masz czas!-wiem, że te słowa ją zabolały, ale jestem szczera, mówię to, co myślę, nie zwracam też uwagi na to, czy kogoś zranię, czy nie. Co prawda trochę się zmieniłam, ciocia uważa, że na gorsze, za to mi osobiście podoba się ta zmiana. Szczerze to chciałabym częściej spotykać takich ludzi, według mnie to Oni są najcenniejsi. Za to rzadziej takich, którymi moglibyśmy wycierać podłogi, którzy kłamią, ludzi dwulicowych, wolących przemilczeć pewne sprawy, aby później mówić co myślą wszystkim wkoło, zamiast powiedzieć to prosto w oczy. Oczywiście każdemu z nas czasem zdarzy się kogoś okłamać, ale niektórzy robią to monotonnie, pogrążają sie w swoich kłamstwach, a te się nawarstwiają.
Widziałam, ze nie ma pojęcia co odpowiedzieć. Zauważyłam łzę spływającą po jej policzku. Mimo tego, nie żałowałam wypowiedzianych słów.
-Julcia jesteś już dorosła, widzisz przecież , że Nam się nie układa. Będzie lepiej jak wyjedziesz. Esme ma syna, który jest dwa lata starszy od Ciebie, będziesz miała z kim rozmawiać, mają tam bardzo dobre warunki, sama zaproponowała, abyś u Niej zamieszkała. Juleczko proszę Cię! Kocham Cię i zawsze kochałam, chcę więc do Ciebie jak najlepiej, dlatego zgodziłam się już na Twój wyjazd.
-Hahaha zgodziłaś się ,bez konsultacji ze mną?! No cudownie!- w głębi duszy skakałam z radości,ale chciałam się z nią jeszcze trochę podroczyć. Denerwowanie jej do granic możliwości stało się moim nowym hobby.- Kochasz mnie? Czy ty wiesz, co te słowa w ogole znaczą? Mają one dla Ciebie jakąś wartość? Wątpię. Chociaż ,wiesz co Ci powiem? Bardzo dobrze, że zgodziłaś się na ten wyjazd, bo nie mam ochoty dłużej Cię oglądac!
- Kochanie, zrozum! Tak będzie lepiej!- obie już krzyczałyśmy, chociaż łzy z naszych oczu lały się litrami.- Ułożysz sobie życie na nowo. Nasze kontakty nie były najlepsze, ale spróbujmy...
-Czego ty chcesz teraz kurna próbować?!- z nerwów zaczęłam się trząść, nie potrafiłam z uśmiechem na twarzy patrzeć na tego człowieka.
- Spróbujmy chociaż przez te dwa dni zachowywać się normalnie, zapomnijmy o przeszlości. Co się stało, to się nie odstanie. Ja naprawdę Cię przepraszam za te wszystkie krzywdy, które ci wyrządziłam, za słowa, które Cię nie raz raniły. Wiem, że mnie nienawidzisz i twierdzisz, że jestem zakłamaną szmatą, ale to co teraz mówię- te przeprosimy, płyną prosto z serca.  Uwierz mi, błagam! Wydaje mi się, że wyjazd, odizolowanie się od tego świata to najlepsze rozwiązanie. Masz wybór; możesz zostać tu na Wigilię i spędzić ją...  jak co roku.. - przypomniałam sobie zeszłoroczne Święta; ja sama w pokoju, ciotka na dole z kolesiami, alkoholem i głośną muzyką. Na samą myśl moje ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz.
-Nie skorzystam... Jaka jest druga opcja?- zapytałam, przecierając rękawami bluzy spływające kolejno, po moich policzkach łzy.
- Albo możesz wyjechać już jutro, wieczorem masz wylot z kraju. Nie muszę się długo zastanawiać nad Twoją odpowiedzią.
-Tak, doskonale wiesz, którą opcję wybieram, prawda?
-Wybierasz drugą opcję.- po tych słowach opuściła głowę. Nie wiedziałam jak mam się w tym momencie zachować. Nastała niezręczna cisza.
-Właściwie to gdzie wyjadę? Nie powiedziałaś mi jeszcze gdzie wyjadę. - było mi to prawdę mówiąc obojętne, byle jak najdalej od Niej.
-Wyjedziesz za granicę ,skarbie. - uśmiechnęła się do mnie promiennie. Jeszcze nigdy, nigdy przenigdy odkąd z Nią mieszkam, nie widziałam takiego uśmiechu na jej twarzy..
-Przestań tak do mnie mówić, irytuje mnie to.-starałam się zachować spokój, nie wyrażać żadnych większych emocji, wychodziło mi to bardzo dobrze, ponieważ zdążyłam się tego nauczyć, przez spędzone tutaj cztery lata.- Gdzie dokładnie masz zamiar mnie wysłać?
- Esme ma wspaniały dom w Londynie, już jest wszystko umówione, przyjedzie po Ciebie na lotnisko.
- Fajnie.- odpowiedziałam krótko.- Możesz już wyjść?
-Jasne, zawołaj gdybyś potrzebowała pomocy.- zasugerowała.
- Zabawne, bo nigdy jeszcze nie potrzebowałam pomocy, szczególnie Twojej, zawsze sama sobie radzę. Żegnam.- stała jeszcze kilka sekund, po czym wyszła.
  Usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Był obskurny, nienawidziłam tego miejsca. Czekałam z niecierpliwością na dzień, w którym będę mogła stąd wyjechać. Położyłam się i znów zaczęłam rozmyślać. A co jeżeli tam będzie gorzej niż tu? O nie, nie. Gorzej już nie może być. Moim jedynym marzeniem jest... jednak nie. Ja nie mam marzeń. Po co je mieć, skoro i tak nigdy się nie spełniają? To pieprzone, złudne nadzieje, cierpimy, gdy się nie spełniają. Po co mi więc więcej bólu? Jestem realistką i jeżeli ktoś już ma te swoje marzenia, ale nie robi kompletnie nic, by je zrealizować, a później narzeka "O nie, dlaczego moje marzenia się nie spełniają, życie jest do bani!" ,  wiadome, że nic nie przyjdzie samo - przynajmniej ja to wiem. Słyszałam też wiele przesądów, które nie raz doprowadziły mnie do łez, np:  " Jeżeli sznurówka w lewym bucie sama się rozwiąże, to znak, że osoba na której ci zależy, myśli o Tobie" - to nie znaczy, że chujowo je zawiązałeś, ale , ze osoba którą kochasz o Tobie myśli.  A najzabawniejsze jest to, że było sporo dziewczyn, które w to wierzyły. W mojej szkole było tego pełno, więc znam wiele śmiesznych historii. Na samą myśl o tym, zaśmiałam się głośno.
Spojrzałam na zegar, stojący na stoliku. Jego wskazówki wskazywały już godzine 23:15, postanowiłam więc, że wezmę prysznic i położe się do łóżka.
  Wzięłam czysty ręcznik ,pidżamę, kremy i pobiegłam do łazienki. Spojrzałam w lustro.  Byłam biała, jak ściana. Doły pod lazurowymi oczami, wystające kości policzkowe, obojczyki, kościste ramiona, kosci miedniczne... Mówili, że wyglądam jak wieszak, jednakże podobała mi się moja figura. Właśnie do tego dążyłam przez rok.
Przemyłam twarz zimną wodą na przebudzenie i weszłam pod prysznic. Spojrzałam na swoje ręce. Blizny po moim dzieciństwie spędzonym z ciocią zostały. Między innymi dlatego nienawidziłam mojej ciotki. To przez Nią moje dzieciństwo było koszmarem. Łzy pociekły mi z oczu, gdy przypomniałam sobie tamte czasy. Zaczęłam głośno szlochać. A moi rodzice? To przeze mnie oni nie żyją! To wszystko moja wina! Może gdybym wtedy nie uciekła, gdyby Oni nie wychodzili z domu! Może byliby tu teraz ze mną?! Może ten wypadek nie miałby miejsca?!  Jestem beznadziejna... Nienawidzę siebie.  Dlaczego byłam taka głupia?! Wyszłam z wanny, otarłam się ręcznikiem, ubrałam czerwoną pidżamę i pobiegłam do pokoju ,wycierając łzy. Położyłam się w łóżku, starając powstrzymać głośne szlochanie, nie chciałam płakać. Płacz jest oznaką bezsilności, słabości, a ja przecież nie jestem słaba. Muszę być silna, by każdego dnia zmierzać się z nowymi trudnościami życia.
    Rankiem obudziło mnie słońce, które prześwitywało przez kolorowe zasłonki w oknie. To jedna z niewielu rzeczy, jakie zostały mi po mamie. Spojrzałam na zegar, była już 9:00! Sturlałam się prędko z łóżka i poszłam do kuchni, by zrobić sobie kanapki. Jednak to, co tam zastałam, nie było najprzyjemniejszym widokiem. Na blacie siedział półnagi mężczyzna po czterdziestce, ohyda! Spojrzałam na niego z obrzydzeniem, po czym w pośpiechu wyciągnęłam z lodówki jagodowy jogurt. Odwórciłam się na pięcie i pobiegłam do swojego pokoju.
Usiadłam na krześle, stojącym przy biurku i kiedy chciałam zjeść moje śniadanie, przypomniało mi się, że zapomniałam o łyżeczce. Szlak! Nie wróce tam ,za nic. Wyciągnęłam więc walizkę mamy i zaczęłam wkładać kolejno wszystkie swoje rzeczy.
   Kilka cholernych godzin później ,znalazłam się na lotnisku z moją walizką ,czekając na samolot. Moja ciotka, mimo tego, że mnie tak bardzo "kochała" oczywiście mi nie towarzyszyła.  Tak mi przykro z tego powodu, że aż wcale. Nie mogłam się już doczekać wylotu z kraju, no i oczywiście spotkania mojej "nowej rodziny" o ile można to tak nazwać.  Ciekawe, czy jej syn jest przystojny. W sumie w to wątpie , pewnie urodą nie grzeszy. Przekonam się już za kilka godzin.
Siedziałam już w samolocie, pośrodku dwóch chłopców, którzy byli mniej więcej w moim wieku. Myślałam, że może któryś ze mną porozmawia i umili mi tą podróż, ale oczywiście były to złudne nadzieje. Nałożyłam więc słuchawki na uszy i puściłam pierwszą lepszą piosenkę. Siedziałam tak i rozmyślałam. Tym razem nie o moim obecnym życiu, lecz o tym co jest po nim. Zastanawiałam się, co się z Nami dzieje po śmierci. Czy aby na pewno Bóg zabiera Nas do siebie? A może po prostu nic? I dusze błąkają się po świecie? Tyle się słyszy o ludziach, których opętały demony. A może jednak jest tak, że kiedy jesteśmy doskonali, czyli kiedy doświadczymy wszystkiego; smutku, szczęścia, goryczy, miłości, to idziemy do Nieba, a a przez samobójstwa sami skazujemy się na wieczne potępienie naszej duszy? To zagadka, na którą każdy z Nas kiedyś pozna odpowiedź, prędzej czy później.
...
-Ej! Ej koleżanko! Wstawać! Jesteśmy już na miejscu.- powiedział z uśmiechem przystojny blondyn. Rozejrzałam się dookoła, ludzie zbierali powoli swoj podręczny bagaż i przygotowywali się do opuszczenia samolotu. Spojrzałam na chłopaka, miał prześliczny uśmiech, niebieskie oczy, był przecudowny. - Halo, tu Ziemia.- zaśmiał się. No tak. O Boże! Wpatrywałam się w niego, jak w obrazek. Ale mi teraz głupio.
- Tak, tak, już wstaje. Dziękuję , że mnie obudziłeś.- uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie ma sprawy, wszystko w porządku?- zapytał, by się upewnić. Dalej nie potrafiłam oderwać od niego oczu.- Jestem Kuba.
- Jul-lia, mił-ło m-mi.- nie potrafiłam mówić normalnie, zaczęłam się jąkać, sierota ze mnie. Posłałam mu pogodny uśmiech i gdy pozbierałam cały mój podręczny bagaż, stanęłam w kolejce do wyjścia.
    Stałam już przed samolotem, trzymając walizkę. Wokół mnie kręciło się tysiące ludzi. Miałam problem... Cholernie duży problem. Nie wiedziałam, gdzie mam pójść.


_______________________
 Jeżeli przeczytałaś/łeś ten rozdział, to skomentuj. ;3

I jeszcze coś, macie tt ---> https://twitter.com/crazy__mofos_NH

+JEŚLI nie ma komentarzy, nie ma nowego rozdziału. ;|
Dobranoc xo

PROLOG

Leżałam na ziemi cała we krwi. Czułam jakoby w moje ciało wbijano miliony sztyletów. Nie ruszałam się, nie chciałam. Bałam się jej, to była chora kobieta, nieobliczalna. Oczywiście wszystko co złe, to ja. W sobie nigdy nie widziała żadnych wad.
Kiedy odeszła ode mnie, powoli zaczęłam się podnosić. Skóra na moich rękach była pocięta, wszędzie pełno krwi. Poczułam niesamowity ból z tyłu głowy. Oparłam się o ścianę i resztkami sił zbadałam to miejsce ręką. Było mokre, nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero po kilku minutach doszło do mnie ,co się stało i że ta mokra substancja to nic innego jak krew. Każdy ruch sprawiał mi ból. Przeczołgałam się do drzwi, po czym lekko je pchnęłam, by się zamknęły. Podnosząc rękę, by przekręcić klucz, płakałam głośno z bólu. Nagle zobaczyłam w nich ciotkę, szybko więc próbowałam ją wypchnąć i zamknąć te cholerne drzwi, lecz dostałam czymś ciężkim w głowę. Później pamiętam jedynie światła na suficie w szpitalu, gdy przewozili mnie na salę operacyjną...


__________________________________________
 
Macie tu o taki sobie prolog, mam nadzieję, że choć trochę Was zaciekawił ;d